Dzisiaj otrzymałam rewelacyjną przesyłkę od kochanego Kolektora - w środku której min. znajdowała się kolekcjonerska bomba w postaci kilku rarytasowych pieczątek z serii jakże przeze mnie kochanej - Masters Of The Universe. Nie ma takich słów zachwytu, które należałoby z siebie wyrzucić, czy słów podziękowania... Nie ma, jest za to niema radość, charakteryzująca się otwartą gębą z lekkim niedowładem :) Ale do rzeczy... Zdjęcia już wrzucam i pokazuję co i jak i po co i dlaczego. No to na początek:
Za chwilę pokażę wyraźniejsze zdjęcia poszczególnych pieczątek, tutaj jednak wrzucam fotko wszystkich tych pieczątek, stojących ślicznie w szeregu przed moją doświadczalną karteczką. Niestety nie mam w domu kropli atramentu, to już nie te czasy kiedy ładowało się atrament do chińskiego pióra... (... no właśnie, pamiętacie? Kiedyś każdy chciał chińskie pióro, chiński piórnik, że o różowych i białych CHIŃSKICH kredkach nie wspomnę, a dzisiaj wszyscy się skarżą na "made in china", świat się zmienia co dekadę o 180 stopni!! No ale wracam do tematu :)) i przy okazji paćkało nim obrus, stół a nawet ścianę... - więc użyłam farbki plakatowej i efekt jest w miarę zadowalający. Tak wyglądają pieczątki po ich użyciu, zabawa z nimi przypomniała mi beztroskie czasy dzieciństwa...
Już kiedyś pisałam tutaj na blogu o pieczątkach - które posiadam w oryginalnych opakowaniach. Z tej samej wersji otrzymałam teraz pieczątkę:
WHIPLASH - jako jedyna posiada nadal swój oryginalny tusz!! I przedstawia bardzo sympatyczną wersję samego Whiplash'a :) Piękna sprawa!
KING HISS - tutaj akurat tusz wyparował :) Jednak osobiście uważam, że ta pieczątka jest jedną z piękniejszych!
TUNG LASHOR - bardzo fajnie wykonany ludzik a i pieczątka interesująca, o tak!
SNOUT SPOUT - figurka super, trzyma się za trąbę, jest ok - ale pieczątka przypomina jakiegoś Hufalumpa :)
Te pieczątki to fajny element kolekcji, jakże rarytasowy, tym bardziej że dzisiaj są one dostępne już w raczej "luźnej" formie, z brakującymi elementami, choć oczywiście można nabyć te stempelko-pieczątki w blistrach. Żadem problem, trzeba szukać, kupić a potem sporo zapłacić. Norma w świecie kolekcjonerskim.
Włochy to kolebka tych pieczątek, stąd włoskie napisy znajdujące się nad pieczątkowymi podobiznami bohaterów MOTU. I istnieją inne "formy" owych pieczątek. Teraz zaprezentuję bardziej rarytasowe wersje - trzech różnych charakterów świata MOTU.
HE-MAN - rany boskie! Na temat tych dwóch pieczątek - nie mam po prostu słów. Pomimo lekkiego ubrudzenia atramentem - ich stan oceniam na bardzo dobry! Dwie identyczne i kompletne pieczątki (na tym zdjęciu brakuje spodeczka pieczątki po lewej, ale używałam go do uzyskiwania pieczątek na papierze, co by więcej spodeczków z gąbką nie brudzić niepotrzebnie ;)) z głównym bohaterem - samym He-Man'em w roli głównej! Jak widać na czerwonym tle znajduje się biała naklejka z miniaturową wersją pieczątki He-Man'a, natomiast z drugiej strony czerwonej "rączki" pieczątki, jest naklejka z logo MOTU, którą będzie można zobaczyć na innych zdjęciach pod spodem. Każda taka pieczątka takową posiadała. Cudowny gadżet dla każdej kolekcji fana MOTU!!!
KING RANDOR - tutaj także podwójny egzemplarz prezentuję, choć jeden nie jest już kompletny, natomiast drugi jest lekko ubrudzony na naklejce z miniaturką Króla Randora. Stan i tak oceniam bardzo dobrze. Przecież te pieczątki powstały w połowe lat 80tych to i tak cud - że przetrwały gdzieś i mogę je tutaj zaprezentować! Król Randor na pieczątce prezentuje się baaaarrrdzo dostojnie :)
CLAMP CHAMP - ciemnoskóry przystojniak, dla mnie osobiście jedna wielka niespodzianka!! Niebieska pieczątka. Czerwona na tym zdjęciu to He-Man, z obiecaną naklejką z logo MOTU. Wracając do Clampa'a - to od razu widać, że ta pieczątka jest w stanie idealnym - rzekłabym nie używanym od nowości!! Oczywiście ja już ją użyłam, aby dokonać prezentacji, ale natychmiast po odbiciu podobizn wszystkich tych MOTU postaci - wyczyściłam pieczołowicie wszystkie pieczątki i ułożyłam je delikatnie w pudełeczku. Oddałam się tej czynności z wielkim poświęceniem i pietyzmem :))) No cóż, tu już więcej nic chyba nie trzeba pisać? Piękne pieczątki, ciekawy dodatek do kolekcji - ogółem bomba. Każda pieczątka posiadała inny kolor atramentu, w każdym bądź razie było to zróżnicowane. Co z pewnością cieszyło sporo dzieciaków :) Ja w czasach dzieciństwa nie miałam pieczątek z MOTU, ale dzisiaj sobie to ODBIŁAM za wszystkie czasy! I to dosłownie!!
Bardzo fajna zabawka i przy okazji dość ciekawa pieczątka. Niestety ale takich zabawek już teraz po prostu nie ma. U nas w https://www.maxsc.com.pl możemy pocieszyć się tym, że tworzymyvpieczątki cały czas i to jest dla nas najlepsza zabawa.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za odwiedziny i komentarz! Zgadzam się całkowicie (i zresztą bardzo często na tym blogu to powtarzam...) - dziś już takich magicznych zabawek nie ma! No chyba, że poszukamy na giełdach staroci, czy portalach aukcyjnych, ale właśnie tylko tych starych zabawek. Niezmiernie się cieszę, że istnieje taka strona jak: https://www.maxsc.com.pl Piękna sprawa! Tak to jest, jak ludzie z pasją realizują ciekawe projekty! :)
UsuńOdjazdowe te pieczątki. Gdzie można takie kupić? Jest jakiś sklep online?
OdpowiedzUsuńWitam :) To są bardzo stare pieczątki. Z epoki lat osiemdziesiątych :) Trzeba szukać na portalach aukcyjnych. Niestety to rzadka, kolekcjonerska rzecz.
Usuń